Urodziłem się 20 sierpnia 1956 roku w słynnym Domu Parafialnym (dziś siedziba Babiogórskiego Centrum Kultury) w Zawoi Centrum. Rodzice: nieżyjąca od jedenastu lat mama – Cecylia (z domu Kozina) oraz ojciec – Franciszek, który odszedł od nas w 2013 roku w kilka miesięcy po swoich setnych urodzinach, pochodzili stąd, z Zawoi. Byłem najmłodszym dzieckiem moich rodziców... Rodzice słynęli z ogromnej pracowitości, uczciwości i religijności. Nam te cechy wpajali, ilustrując przykładem własnego życia.
Szczęśliwe dzieciństwo spędziłem w Zawoi, gdzie w kościele św. Klemensa byłem ochrzczony, przyjąłem tu pierwszą komunię i byłem bierzmowany , długo byłem ministrantem, z której doskonale pamiętam moje spotkania z Karolem Wojtyłą, ówczesnym jeszcze biskupem Krakowa, który był dobrym kolegą proboszcza Władysława Wądrzyka i odwiedzał go w Zawoi. Miałem ogromny dar służyć przyszłemu Ojcu Świętemu do mszy św. „Ministrowałem” również u księdza kardynała Mariana Jaworskiego, byłego metropolity lwowskiego, który w Zawoi spędzał przez wiele lat wakacje. Dla uczczenia tych wydarzeń postanowiłem doprowadzić do remontu słynnej zawojskiej Księżówki, stanowiącej dziś Izbę Pamięci JPII.
Jako dziecko uwielbiałem sport, turystykę i to zostało do dzisiaj.Do podstawówki chodziłem na Wilczną (uczyłem się w Zawoi w latach 1963-1971), potem było Liceum Ogólnokształcące w Jordanowie w latach 1971-1975. Naszą starą, dobrą SP 2 wspominam zawsze ciepło i w sercu do dziś noszę moje wspaniałe wychowawczynie: Barbarę Szmyt i śp. Jadwigę Wierczek. Jordanowska szkoła nie tylko otwarła mi wrota do dalszej nauki, ale również była dla młodego chłopca, doskonałą szkołą samodzielności i odpowiedzialności. Po maturze zrobiłem studia na Uniwersytecie Jagiellońskim (1975-1980), potem robiłem studia podyplomowe z zakresu dziennikarstwa, również na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem studiowałem w Wyższej Szkole Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu w ramach SPR-u, aby w końcu na Politechnice Krakowskiej – na Wydziale Inżynierii Lądowej, uzyskać dyplom szkoły technicznej. Po uzyskaniu dyplomu tej uczelni, zrobiłem jeszcze na Politechnice studia podyplomowe z zakresu drogownictwa. Potem przez kolejne lata na kursach i szkoleniach uzyskałem szereg uprawnień zawodowych.
Atmosfera mojego rodzinnego domu, która zawsze była, jest i pozostanie punktem wszystkich moich życiowych odniesień, Zawoja i Skawica (rodowa ze strony Babci Kaczmarczyk), oraz rodowa (ze strony babci Anny Rusin ) Rusinowa Polana i Wiktorówki, gdzie bywam do dzisiaj po „instrukcje do dalszego życia”, bliski sercu Kraków – to miejsca, które mnie ukształtowały.
Kraków tamtych lat wycisnął we mnie szczególne piętno. Byłem 16 października 1978 roku na Wawelu, słuchając Dzwonu Zygmunta. Byłem w Krakowie wtedy, gdy rodziła się „Solidarność”. Jako studenci działaliśmy najpierw w ZSP, ale od roku ‘76 po wydarzeniach w Radomiu, gdy tworzył się Studencki Komitet Solidarności z robotnikami zasmakowaliśmy w kontestacji . Mocny ruch! Szczytem jego protestu była słynna „czarna procesja” w maju 1977 roku na Wawel, po śmierci Staszka Pyjasa, kolegi z akademika, w której chyba wszyscy studenci Krakowa wzięli udział. Co wtedy „bezpieka” z nami robiła? To warte jest książki...
Potem działałem w „Solidarności”, jako pierwszy przewodniczący w 1980 roku, już w czasie pracy w Chrzanowie. Zapłaciłem za to „zesłaniem do wojska”, przerwaniem studiów podyplomowych, aż w końcu utratą stanowiska i przymusem zmiany pracy. Ciężko o tym mówić….
W latach 1982-1999 byłem pracownikiem PKP, na różnych stanowiskach, najdłużej, bo 10 lat jako Naczelnik, potem pracowałem 4 lata jako Naczelnik Inżynierii Miejskiej w Urzędzie Miasta Jaworznie, by od 2003 roku do wyboru na Wójta Gminy Zawoja pracować w Urzędzie Miasta Mysłowice, 6 lat jako wiceprezydent tego Miasta. W latach 2010- 2014 pełniłem zaszczytną funkcję w wyboru Wójta Gminy Zawoja. Lat 2012-2014 nie wspominam dobrze, a to za sprawą paru zawistnych ludzi, którzy zrobili wszystko, by nasza piękna Zawoja stała się z powrotem „zaściankiem”, co niestety ten 2015 rok potwierdza.
Od dziecka grałem w piłkę nożną i jeździłem na nartach. W zasadzie kolejność była odwrotna. Na nartach jeździłem „od zawsze”. Aktywność fizyczna, piłka, turystyka piesza, biegi, jazda na rowerze to był i jest mój żywioł. Sport mi po prostu w życiu pomaga, daje hart i siłę ducha oraz czyni odpornym na stres. W sporcie osiągnąłem wiele sukcesów na różnych szczeblach i w różnych dziedzinach. Organizowałem również wiele imprez sportowych, a ta najsłynniejsza i do dzisiaj kontynuowana (tzw. Puchar Chowaniaka), to Mistrzostwa Polski Kolejarzy w piłce nożnej, organizowane od 1992 roku.
Druga moja największa pasja to pisanie. Czytać i pisać lubiłem od dziecka .Dzięki tej skłonności do pisania robiłem nawet podyplomowe studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Redagowałem „Encyklopedię Babiogórską” z m. inn Tomaszem Nowalnickim, pisałem do kilku gazet.
Od lat pisuję również wiersze. Doczekały się one nawet publikacji w zbiorze „Poezje Babiogórskie”, a jeden z moich wierszy został dedykowany przez Związek Podhalan - w specjalnym wydaniu gazety „Hale i Dziedziny” - Ojcu świętemu Janowi Pawłowi II w 1991 roku, na pamiątkę dziesiątej rocznicy Jego cudownego ocalenia w zamachu majowym.
Lubię naszą babiogórską muzykę, o d dziecka gram na harmonijce ustnej. Ostatnio bardzo mało, ale uwielbiam zasłuchać się w granie i śpiewanie naszych wspaniałych zespołów młodzieżowych Juzyny i Zbójnika, czy dorosłego śpiewania Naszej Skawicy i Zawojanek.
Motto moich życiowych marzeń, zaczerpnąłem z Andersena „Podróżować znaczy żyć”.
To marzenie się spełniło – zobaczyłem wiele pięknych miejsc w Polsce i w Europie, aż po wymarzony od dziecka świat Azteków w Mexico City, gdzie mogłem uczestniczyć we mszy św. Na Wzgórzu Objawienia Matki Boskiej w 1531 roku. Nie wiem ilu jest w Polsce ludzi, którzy, tak jak ja, przeszli polskie góry „po butach” od Szrenicy w Karkonoszach po Tarnicę i Halicz w Bieszczadach po kilka razy. Przemierzają Alpy i Pireneje, oraz wiele innych gór Europy.
Dzisiaj, wraz z upływem czasu, moje marzenia, te prywatne, są już trochę inne. Marzę, aby moi bliscy – rodzina, przyjaciele, koledzy – byli zdrowi i aby nauka i medycyna pokonały choroby, przede wszystkim tę, która zabrała moją kochaną mamę. Ja na dzisiaj z tą ciężką chorobą wygrywam batalię, bo i mnie też dopadła wtedy, gdy mój świat z dnia na dzień się rozpadł.
Całe moje życie prywatne dziś jest inne, jak cały mój świat. Starannie dbam o najbliższych mi ludzi i kocham ich wielką miłością, bo są darem bożym, który dało mi życie! Wielką sympatią darzę ludzi, nie chowam urazy i z pokorą przyjmuję każdy dzień, który mogę przeżyć. Szukam szczęśliwym dni i te zapamiętuję, tak jak przyjazne spotkania z ludźmi, którzy zawsze są mi życzliwi i nigdy mnie nie opuścili w trudnych dla mnie chwilach. Wybaczam wszystkim w życiu zło, które mi uczyniono i nikomu nie życzę źle. Bo w życiu najcenniejsza jest chwila, gdy człowiek który cały świat próbował postawić przeciw mnie, potrafi podać rękę i powiedzieć: to wszystko było bez sensu, żyjmy dalej w zgodzie!
Moje sukcesy i porażki ....
Nie klasyfikuję zdarzeń w życiu na zasadzie tzw. sukcesów i porażek. Sukces jest dla mnie pojęciem, funkcjonującym bardziej w sferze zawodowej, niż osobistej.
Przyjmuję z wielkim zadowoleniem wszystkie dobre rzeczy, które mi się zdarzyły i które przyszło mi przeżyć. Niepowodzenia przyjmuję z honorem i pokorą. Po coś one nam przecież się zdarzają. Tak jak to było z budową szkoły w Centrum, widocznie miało to trwać, by w końcu młodzi mieszkańcy mogli zacząć się uczyć w niej od przyszłego roku. Nie żałuję decyzji ze sprzedażą placu targowego, bo Zawoja otrzyma piękny obiekt handlowy. Niczego nie żałuję co robiliśmy i wiem, że gdyby nie ta zwariowana, niepotrzebna wojna paru „nawiedzonych ludzi” z powodzeniem realizowalibyśmy dalej plan rozbudowy wsi. Włącznie z utworzeniem obszaru uzdrowiskowego zamiast kolejnego obszaru ścisłej ochrony, co nam zafundowano w tym roku!
Wierzę głęboko, że Bóg czuwa i kieruje moim życiem. Wiem to dobrze, zdarzyło mi się być już nie raz cudem......ocalonym. Ostatnio w wypadku dwa lata temu! A teraz, w poważnej chorobie…….
Jestem wdzięczny życiu i kocham je w każdym przejawie, dziękuję Stwórcy za łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi, za to, że przyszedłem na świat właśnie tutaj: w pięknym, urokliwym zakątku Polski pod naszą ukochaną Matką – Babią Górą, dziękuję za ukończone szkoły , za nowe doświadczenia i wyzwania w pracy, za cudownych ludzi, których przyszło mi spotkać na mojej drodze. Cieszę się, że wielu ludziom mogłem pomóc w życiu. To jest dla mnie bardzo ważne, po prostu bezcenne...
Lubię ład, porządek, solidność, rzetelność. Te cechy cenię u innych. Brzydzę się partactwem, bylejakością i brakiem umiejętności dotrzymania danego słowa.
Gardzę niegodziwością i podłością, której niestety tak dużo tutaj doświadczyłem, dobrze że od tak niewielu opętanych nienawiścią do mnie ludzi. Wierzę jednak w mądrość mieszkańców Zawoi i Skawicy, i jestem dumny, że mogłem im swą wiedzą i doświadczeniem służyć. To był dla mnie wielki zaszczyt i mam nadzieję, i wierzę, że wielu zachowa te lata w dobrej pamięci. Zapoczątkowaliśmy w naszej Gminie dobre zmiany. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś dokończy to co mieliśmy w takich ambitnych planach.
Zawoja naprawdę zasługuje na więcej!