Pozwolę sobie zamieścić wspaniały tekst niezwykłej postaci naszej Babiogórskiej Ziemi – śp. Urszuli Janickiej-Krzywdy, która niedawno odeszła z naszej dziedziny na niebiańskie polany i wędruje sobie Heń po wyżynach nieba spoglądając na to nasze piękne zawojskie sioło.
Tekst powstał na 10 lecie zespołu JUZYNA, który to zespół dziś liczyć sobie będzie już 22 lata! Urszula była wspaniałym duchem tego zespołu. Jej obecność na każdym spotkaniu, konferencji czy seminarium zapewniała niesamowite przeżycia intelektualne i powrót do naszej pradawnej historii, naszych obrzędów i wspaniałej kultury Górali Babiogórskich.
Jesteś Urszulko w naszych sercach i naszej pamięci, a Twoja sława na tej Babiogórskiej Ziemi nigdy nie zaginie!
Oto ten cały tekst, który ozdabiam wspaniałymi widokówkami ze zbiorów pasjonata i niezwykłego człowieka, który każdy grosz odda, by ocalić od zapomnienia pamiątki o naszej wsi i regionie Babiej Góry. To Michał Bartyzel, pochodzący z szanowanej zawojskiej rodziny, którego dziadek Wilhelm Bartyzel był wybitną postacią w naszym regionie, niebawem opowiem o NIM.
Życzę Państwu miłej lektury:
Hej polana, polana,
W babiogórskim lesie,
Hej jak jo se zaśpiwom,
To mi sie poniesie...
O czym mówiły przed stu laty pieśni śpiewane pod Babią Górą i opowiadane tu legendy czyli, mówiąc językiem folklorystów, jaka była tematyka tradycyjnego folkloru słownego Górali Babiogórskich? Informacji na ten temat dostarczają archiwalne materiały zbierane tu od ponad wieku przez ludoznawców, publikowane przez nich artykuły, wreszcie współczesne penetracje terenowe etnografów. Jak wszędzie w Karpatach śpiewano i opowiadano przede wszystkim o codziennym życiu i pracy, związanej głównie z pasterstwem – jeszcze do początków XX wieku podstawowym zajęciem tutejszych mieszkańców – o zbójnikach, których w babiogórskich wsiach i lasach w przeszłości nie brakowało, o miłości i małżeństwie. Były też pieśni i oracje obrzędowe towarzyszące kolędowaniu, ostatkowemu ciągnięciu kloca – czyli „karaniu” dziewcząt i wdów, które wzgardziły stanem małżeńskim, wielkotygodniowemu Paleniu Judasza, sobótce.
Najwięcej tekstów związanych było z wypasem owiec i bydła. Analizując pasterskie przyśpiewki i legendy można zgłębić nieomal wszystkie problemy związane z tą dziedziną gospodarowania. Oto nieustanna rywalizacja o teren wypasu – polanę, halę, kończąca się nierzadko krwawą bitką jego amatorów i obrońców.
Łorawscy wolorze,
Dołu pomykojcie,
Nie wase sałasy,
To ik poniechojcie.
Hej, co to za juhasi,
Co trawecko zmioni?
Jak nom baca nie wypłaci,
Do wojta pódomy!
Porombali bace
skroś górne polany.
Kto go tyz poromboł?
Chłopcy skawicany.
Praca na szałasie, przy owcach nie należała do lekkich. Ostry, górski klimat, częste zmiany pogody, czyhające na stado drapieżniki (a w babiogórskiej kniei nie brakowało niedźwiedzi i wilków), wreszcie zagrażający owcom babrusie czyli czarownicy i oczywiście zbójnicy – wszystko to sprawiało, że pasterzem czyli juhasem mógł być tylko prawdziwy chłop – odważny i silny.
Ton skawicki juhas,
Ku Łorawie chodził,
Gorzałecko pijoł,
Z niedźwiedziem sie wodził.
Na ty Corny Holi,
Łogionek sie poli,
Zenon baca łowce,
Juhasi lukali.
Juhasicek jo se,
Ladaco, ladaco,
Jak trocho urosnom,
To łostanom bacom.
Baca – najwyższy stopień w pasterskim fachu – cieszył się powszechnym poważaniem i szacunkiem. Gospodarz hali, opiekun stada, trochę przedsiębiorca, trochę znachor i czarownik zajmował w tradycyjnej społeczności jedno z najwyższych miejsc. Jeżeli z czarowaniem przesadzał – mogła go spotkać za to kara; jak opowiada legenda ulewa i nawałnica sprawiła, że pod zwałami ziemi znikł szałas czarownika z nim razem. Wielu baców żyło za pan brat ze zbójnikami, „częstując” ich serem i baraniną. Ci, którzy mieli się odwagę sprzeciwić, mogli przypłacić to życiem, jak baca z Hali Czarnego ugotowany z zemsty przez zbójników w kotle z żentycą.
Na polanach bliżej wsi dziewczęta – pasterki pasły krowy i jałówki. Mieszkały w szopach. Nabiał znosiły codziennie do wsi. Dzień na polanie wypełniały pory kolejnych udojów, produkcja masła i sera, pilnowanie stada.
Paście mi sie krówki,
Kie jo wos wygnała,
Bo jo wom trowecki,
Nie bedom zbiyerała.
Hej, paście mi sie, paście
Po malutku łaźcie,
A jo se za wami,
Jako za krówkami.
Pasterecki lukały,
Kie krówecki pasały,
Krówecki sie potraciły,
Pasterecki płakały.
Niosły się z polany na polanę pasterskie prześpiewywania – dialogi.
O holu, o holu, holu malowana, oj dana!
Jakos ci sie pasie Marysiu złociutko, kochano?
O holu, o holu, na holi równiutko, oj dana!
Mnie sie dobrze pasie Helusiu słodziutko, kochana!
Owce paśli juhasi, krowy na polanach dziewczęta. „Rozmawiali” ze sobą przy pomocy przyśpiewek, rodziły się sympatie, początkowo na odległość, potem były wędrówki młodych ku sobie, spotkania, robione sobie nawzajem żarty i figle, trochę radości, trochę smutku.
Zawojscy juhasi,
Łowce potracili,
Przy wełcońskich pastereckach,
Całom nocke byli!
Pasła krówki i gnała,
Od lasa w dolino,
Przyśli ku niej juhasi,
Zjedli jej juzyno.
A co by wos juhasi, B
rzucho łozbolało,
Ze z tej mojej juzyny,
Kapecko łostało!
Juhasi, juhasi,
kaście owce paśli?
Straciłak wionecek,
Wyście mi go naśli.
Na pastwiskach w pobliżu wsi bydło pasły też dzieci. Często w ten sposób zarabiały u zamożnych gazdów na swoje utrzymanie. Rodzice w zamian za pracę małych pasterzy dostawali trochę zboża, słoniny, ziemniaków. Dziecko miało dostawać codziennie, oprócz innego posiłku, podwieczorek czyli JUZYNE, którą ktoś z dorosłych przynosił mu na pastwisko, różnie jednak bywało z wywiązywaniem się z tego obowiązku. Pasienie bydła było nierzadko pracą ponad siły, trudno też było pogodzić tak naturalną wśród dzieci chęć do zabawy z pasterskimi obowiązkami.
Śpiwała, lukała,
Krówecki pasała,
Łuciekły w łowiesek,
Bucoskiom dostała.
Gaździno, gaździno,
Ady mnie nie bijcie,
Moskalicka dejcie,
Śmietonki przyconcie.
Nie bedom jo pasła,
Za gornusek masła,
Ani za pół syrka,
Bo jo nie pastyrka.
Nie bedom śpiwała,
Ani tyz lukała,
Bo mi se matusia
Juzyny nie dała.
Śpiewano także o codziennej pracy w gospodarstwie. Trudne to było gospodarowanie; na kamienistej ziemi, stromych grapach, przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Czego nie zniszczyły deszcze, grady, przedwczesne przymrozki, tego dokonały leśne zwierzęta: jelenie, dziki, zające.
Zasiołek se łowiesek,
Ale mi se nie zesed.
Na dolinie zamokło,
Bo sie podle zawlokło.
Na brzyzecku wywioło,
Bo sie podle zasioło.
Zasiołek se zimioki,
Pod lasom, w dolinie,
Ale mi je poryły te świnie,
Te świnie.
Pracowano też w lesie przy wyrębach i transporcie drzewa. Jeszcze na początku XX wieku Górale Babiogórscy słynęli jako doskonali drwale, a także jako specjaliści od spławiania drewna.
Jakeg jechoł do lasa,
Zabocyłek topora,
Zabrała go moja miło,
Wcorajsego wiecora.
Rubali, rubali,
Smrecki przy polanie.
Rubali jedlicki,
Poili konicki.
Pracy szukano też poza wsią, na nizinach, wędrując pod Kraków i dalej, aż pod Sandomierz na sianokosy i żniwa.
Do gór, chłopcy, do gór,
Baby nos cekajom,
Wypatrujom łocy,
Cy nasi wracajom.
W folklorze słownym wsi u północnych podnóży Babiej Góry zachowało się szczególnie wiele wątków związanych ze zbójnikami. Nic w tym dziwnego, gdyż teren ten był przez co najmniej dwa wieki (XVII i XVIII) bodaj czy nie największym siedliskiem zbójnickich kompanii w Beskidach Zachodnich. W babiogórskich lasach i osadach ukrywały się kompanie z całej okolicy, tutaj zimowały, tędy wreszcie wędrowały na bogatą Orawę – wymarzony cel zbójnickich wypraw.
Ku Łorawie chłopcy,
Górami, górami,
Bo tam na Łorawie,
Sujo talarami.
Ku Łorawie, ku Łorawie,
Podźmy chłopcy chlodnickiom,
Bedomy se śrybło złoto,
Przesypować kotlickiom.
To właśnie zabitego na orawskiej wyprawie harnasia nieśli towarzysze, gdy żałobny pochód zobaczyła siedząca na pagórku nad przełęczą Krowiarki jego frajerka i skamieniała z żalu. Taka jest jedna z wersji legendy o powstaniu Babiej Góry.
Kto zostawał zbójnikiem? A no nieomal każdy szanujący się młody człowiek, dla którego pójście za bucki było rodzajem inicjacji zmieniającej chłopca w mężczyznę. Nierzadko pierwszym krokiem ku zbijacce było zostanie juhasem.
Juhasicek jo se,
Z wełcońskiego pola,
Jesce nigdy nie rombała,
Ciupazecka moja.
Zbójnicki żywot wypełniały łupieskie wyprawy, zabawy w karczmie, pościgi i ucieczki. Z zimowych leży wyruszali w góry zbójnicy na wiosnę, kiedy zazieleniły się buki.
Z Babiej Góry w pola,
Hej chłopcy spozirajom,
Jak sie popod regle,
Hej bucki łozwijajom.
Kryjówki w babiogórskich ostępach, na polanach i w szałasach dawały poczucie bezpieczeństwa. Kpili więc zbójnicy z przedstawicieli prawa, silni, odważni, imponowali i budzili podziw.
Nie bójcie się wójta,
Chłopcy skawicanie,
W Babie Góze ścieżka,
Nikt was nie dostanie.
Zrabowane dobro skrzętnie chowano, a przy jego podziale obowiązywał niepisany kodeks. Tak np. Józef Baczyński schował w trzech studniach pod Cylem złoto, srebro i miedź, a chciwy zbójnik zapadł się wraz ze skarbem i ciałem zabitego towarzysza pod ziemię.
Kres zbójnickiej kariery następował zwykle przed sądem, na szubienicznej górze, gdzie skazaniec ginął powieszony za żebro, którą to śmierć uważano powszechnie za najbardziej chwalebną.
Moje dziwce nie dej ze mnie,
Kie mnie bedom łapali.
Wywiedź ze ich na obore,
Tam nie bedom sukali.
Na Makowski Góze,
Siubienice stojom.
Zawojany chłopcy,
Onyk się nie bojom.
Czasem ranny zbójnik kończył życie gdzieś na zbójnickiej ścieżce przekazując swoją ostatnią wolę towarzyszom i frajerce. Opowiada o tym piękna ballada Hej, umieroł harnaś pod jedlinom. Czasem też dusza zbójnika-junaka wstępowała po śmierci w jelenia – symbol siły i sprawności.
W zowojskim potoku jeloń wodo pije,
A w tom to jeloniu dusa chłopca zyje.
Tematem wielu opowieści, rzadziej przyśpiewek, były złe moce, mające swoje siedliska w babiogórskich kniejach, a zwłaszcza sam czart. Ten ostatni padał często ofiarą ludzkiego sprytu, bywał wykpiwany i oszukiwany, chociaż i jemu udawało się nieraz porwać do piekła góralską duszę. To właśnie babiogórski zbójnik oszukał diabła każąc mu budować na szczycie Babiej Góry zamek i chociaż sam zginął przysypany głazami, duszę jednak ocalił. Gorzej było z właścicielem Diablego Młyna w Zawoi, który swoją chciwość przypłacił wiecznym pobytem w piekle.
Na ty Babi Góze,
Dieboł rzyciom oze,
Pozirajom świoci,
Jak on rzyciom kroci.
Nie z daleka, nie z wysoka,
Skocył dieboł do potoka,
Do takiego głembokiego,
Co nie wyńdzie nika ś niego.
Były wreszcie przyśpiewki i piosenki o sercowych kłopotach, nieodwzajemnionym uczuciu, problemach z zamęściem. Najczęściej decydowała o nim nie sympatia młodych, ale stan majątkowy i wola rodziców.
Była byk się już wydała,
Kiebyk dziesioć krówek miała,
A jo bidna pasterecka,
Ni mom ani cielontecka.
Jest drozyna, jest,
Bez zawojskom wieś,
Wydeptała jom dziewcyna,
Jak nosila jeść.
Jak jeść nosiła,
Boga prosiła,
Zebyś ty był mój Jasieńku,
Ja twojom była.
Jeżeli rodzice postanowili skojarzyć stadło, nie pomogły nawet najbardziej dramatyczne protesty.
Nie dej ze mnie mamo,
Skawickim zbijakom,
Lepi mnie zakopoj,
W cetynie pod krzakom.
Lepi by mi było,
We świecie zaginońć,
Niżli przed ołtarzem,
Stanąć z tom dziewcynom.
Zawojskie zegary smutno bijom,
Bo mi odmawiajom moją miłą.
Zdarzały się też zdrady, a porzucona dziewczyna, bez wionecka, przeżywała swój dramat złorzecząc winowajcy.
Na brzyzecku siedziała,
Warkocyki splatała,
Wziona jej woda wianecke,
Za wianeckiem płakała.
A kie pódzies na sąd boski,
Będzie ci mój wionek ciozki,
Bedom pierony trzaskały,
Za mój wionek, mój Janicku kochany.
Nie brakowało również radości, którą dawało bycie razem.
Na brzyzecku jedlina,
Na potoku kalina,
Przysła ku mnie moja miła,
Scęśliwa to godzina.
Wiele przyśpiewek mówiło o zmianie stanu panieńskiego na małżeński, opłakiwało dobre panieńskie lata spędzone w rodzinnym domu. Śpiewano je na weselach przy wyprowadzaniu panny młodej z chaty do ślubu, przy oczepinach kiedy to starościny zdejmowały jej wianek ubierając czepek i chustkę – atrybut mężatki, wreszcie przy przenosinach młodej do domu męża.
Ostatniś ty wionek,
Dziewce z nami wiła,
Nie bedzies sie wioncy,
Z nami już bawiła.
Nie bedzies ty dziewce ,
Po muzykak latać,
Ma chłop stare portki,
Bedzies mu je łatać.
Wydanie, wydanie,
To taka głupoto,
Trzeba dać wionecek,
Za głupiego chłopa.
Nie brakowało też, zarówno w przyśpiewkach, jak i w gadkach czyli różnego rodzaju opowieściach, humoru. Najczęściej kobiety śmiały się z mężczyzn i odwrotnie – mężczyźni z kobiet. Ci ostatni chętnie przedstawiali swoje połowice jako niewiasty energiczne, żeby nie powiedzieć jędze, które nawet diabłu potrafią dać radę. Niewiasty nie pozostawały dłużne, wyśmiewając lenistwo i nadmierną skłonność do gorzałki płci męskiej.
Orali, skrudlili,
Chłop na piecu
lezoł, Przysło do obiadu,
To najpierwsy bieżoł.
Zawojskie chłopoki,
Same bezkurcyje,
Nic to to nie robi,
Gorzałecke pije.
Bije baba chłopa,
Bucka połamała,
Bodaj by się za to,
Do piekła dostała.
Wiele tekstów miało rubaszny, czy wręcz obsceniczny charakter. Śpiewano je jako przyśpiewki w tańcu, często na weselu.
Ni ma, se to ni ma,
Jako chłopcu z gronia,
Jeździ se na rzyci,
Nie potrza mu konia.
Chłopcy Skawicany,
Trzymojcie się kupy,
Bo wom nabijomy,
Jałowca do d...
Polic ze se dziwce,
Te gonty na dachu,
Tyle bedzies mioła,
W pierwso nocke strachu.
Pieśni towarzyszyły też całemu rokowi obrzędowemu. W okresie Bożego Narodzenia śpiewano kolędy i pastorałki, jak chociażby ta o wilku, którego juhasi obili kijami za napaść na owce, a on poszedł na skargę do Dzieciątka, czy o świętych pracujących w polu złotym pługiem, którym pomaga Mały Jezus siedząc w siodełecku śrebrnym. Śpiewano przy ostatkowym ciągnięciu kloca, a na dźwięk przyśpiewki Hejze ino hoc, Przydoł by się kloc, dziewczęta uciekały, gdzie która mogła. Przy akompaniamencie śpiewów włóczyli chłopcy we Wielki Czwartek kukłę Judasza-zdrajcy po wsi i palili ją potem na kamieńcu.
Hej, kajzes to Judasie,
Kajzes to bywowoł?
Hej, w tom świontom ogrodzie,
Jezusak całował.
Hej, coś dostał Judasie,
Za to całowanie?
Hej, worecek pinionzków,
Śnurek na wiesanie.
Gdy u progu lata, w Zielone Święta czyli Zesłanie Ducha Świętego, zapłonęły sobótki, śpiewano przy nich:
Hej, pol ze sie sobótko,
Pol ze sie wysoko,
Hej zeby nom tyz zytko,
Źrało tego roku.
Świętem radości, śpiewu i muzyki był jesienny redyk, czyli powrót owiec z hal po kilku miesiącach sezonowego wypasu. Wracających pasterzy witała nieomal cala wieś. Potem była muzyka i tańce do białego rana.
Śpiewano i opowiadano pod Babią Górą przy każdej okazji, nie tylko podczas pasienia owiec i bydła, przy tańcu i celebrując obrzędy, ale także przy skubaniu pierza, przędzeniu, praniu w potoku, wędrówce na jarmark. Ten kto umiał śpiewać i opowiadać cieszył się powszechnym szacunkiem i oczywiście powodzeniem u płci przeciwnej. Stare teksty i melodie przekazywano z pokolenia na pokolenie, uczono się nowych, przynoszonych pod Babia Górę ze światu. Dzisiaj wygrzebane z pamięci i archiwów, zapisane przez folklorystów i etnografów wróciły, by znowu cieszyć, przypominać cas co się minon. Z estrady, z kręgu zespołów regionalnych, wracają znowu tam, skąd przyszły – do babiogórskich domów...i serc!!
Komentarze